Ten rok prócz tego, że dla wielu trudny, dla mnie też, to dosłownie i w przenośni był bardzo owocny… i warzywny. Wyzwolił we mnie potrzebę realizowania jeszcze bardziej pasji, którą traktowałam do tej pory po macoszemu. Uświadomiłam sobie, co poza pracą zawodową daje mi satysfakcję i szczęście.
Zamknięcie w domu, zmniejszona aktywność zawodowa i brak umiejętności w zakresie nic nie robienia pozwoliły nie tylko zająć się napisaniem bloga, ale także zaplanowaniem „rodzinnego przetwórstwa”.
Gdy przygotowywałam się do sezonu (kompletnie nie wiedząc, że pandemia może coś ograniczyć), wybrałam nasiona, zaplanowałam co gdzie i kiedy będzie siane i sadzone. I jedyne co mogłam zrobić to wysłać z Wrocławia do Jaraczewa do paczkomatu całe moje zamówienie i poprosić tatę, by w tym roku sam wszystko zorganizował. I wywiązał się ze swojej roli znakomicie. To dzięki jego pracy, fachowej i doświadczonej ręki mieliśmy tak piękne plony w tym roku. Także mój brat Kacper bardzo mi pomógł, regularnie podlewając to co wschodziło, a nie jest łatwe podlać co drugi dzień długi na 30 m tunel warzyw- konewkami.
I dzięki rodzinnemu zaangażowaniu ten rok był bardzo pracowity. Od maja słoiki w kuchni fruwają, zamrażarka pełna a dzięki temu moja rodzina i nie tylko mają dobry i swój produkt na talerzach 🙂
To na prawdę sprawia radość ! A to jeszcze nie koniec 🙂